Rok 2019 był bardzo dobry dla muzyki metalowej. Wyszła masa albumów, od zespołów które dawno nic nie wydały, a na które ciągle czekaliśmy. Jednym z takich albumów jest właśnie We Are Not Your Kind od zespołu Slipknot.
Płytę otwiera utwór którego mogliśmy posłuchać w formie singla jakiś czas przed premierą pełnej płyty – mowa oczywiście o gorącym Unsainted. Z tego co widziałem błąkając się po różnych grupach na facebook’u, utwór został przyjęty w bardzo mieszany sposób i trochę podzielił fanów. Na szczęście, tych rozczarowanych nie było aż takie wielu, więc śmiem wątpić, że tej grupy po prostu nie da się zadowolić.
Sam Corey Taylor wspominał w wywiadach przed premierą albumu, że ma być on równie ciężki co „IOWA” – szczerze mówiąc jest w tym trochę prawdy. Jeśli mówimy o samej „ciężkości” – owszem, We Are Not Your Kind jest równie ciężki, jednak nie jest aż tak brudny, agresywny i wulgarny. I to chyba przez to nieporozumienie widziałem rozczarowane komentarze już po premierze albumu.
Ja natomiast nie mogę narzekać – album trafił w moje gusta. Praktycznie od pierwszego utworu (pomijając intro), czyli od wspomnianego Unsianted aż do dziewiątej pozycji – którą jest przerywnik What’s next bawiłem się świetnie słuchając. Niestety utwór Spiders wybił mnie trochę z rytmu, bo okazał się nu metalową balladą. Zaraz po nim wraz z utworem Orphan album wraca na dobrą ścieżkę ciężkiego brzmienia, niestety tylko na chwilę, bo już następny kawałek My Pain okazuje się kolejnym przerywnikiem / balladą. Na szczęście – później już do samego końca mamy do czynienia tylko z ciężką muzyką.
Album w mojej opinii jest świetny – wokal świetnie łączy partie czysto śpiewane z potężnym growlem, gitary szybkie i ciężkie jak za dawnych lat, no i perkusja – ach perkusja… Na tym albumie kocham ją najbardziej, to co się tam wyprawia w biciach to jest po prostu poezja. Jestem w szoku że tak się w ogóle da. Nie sztuką jest grać blasty przez 30 minut – ale już płynne rytmu stopą, szesnastkami przy tempie 180 robi wrażenie.
