Od jakiegoś czasu myślałem że wyrosłem już z black metalu, pralki na perkusji i zgrzytających akordów – w końcu ile można słuchać białego szumu. Okazuje się jednak, że po prostu nie potrafiłem znaleźć dobrych albumów w tym gatunku – albo to po prostu polski black jest wyjątkowo dobry. Wszakże mamy dopiero marzec, a na mojej stałej playliście zdążyły już zagościć albumy Entropia – „Vacuum” oraz Narrenwind – „Mojej Bolesnej śnię Dobrą Śmierć”. Dzisiaj do tego zacnego grona dołącza album bedący przedmiotem tej recenzji: Popiół – „Zabobony”.
Przyjemnie się słucha bardziej zróżnicowanych utworów, a mam dziwne przeświadczenie wyniesione z lat młodości, że prawie cały black metal brzmi tak samo. Dlatego też, sporym zdziwiniem jest dla mnie fakt, że raz po raz trafiam na dobre i ciekawe albumy w tym gatunku – a co ciekawe – wszystkie polskie. Widać, taka muzyka jest naszym towartem eksportowym. No, gdyby nie polski wokal, który może utrudnić odbiór muzyki ludziom spoza naszych granic. Ale w sumie, nie będę płakał z tego powodu, wystarczy że ja mogę się cieszyć taką muzyką.
„Zabobony” pełne są ciekawych wokali, niby potężnych, ale nie bestialskich. Znajdą się też trochę lżejsze, a jednak o głosie twardym. Coś co urzekło mnie najbardziej to bardo „punkowy” w brzmieniu bas, bogaty w wysokie częstotliwości. Czasem mam wrażenie że jest także lekko podrasowany jakimś phaserem, przez co brzmi jeszcze bardziej melodyjnie.
Pomimo tego że mamy doczynienia z black metalem, to dynamika na albumie jest bardzo przyjemna – mamy zarówno lżejsze partie jak i typowo ciężkie a wszystko to bardzo przyjemnie pływa między sobą tworząc przyjemny w odbiorze kawałek muzyki.
Jeśli macie jakichś znajomych których chcecie powoli przekonać do black’u, może spróbować najpierw od Entropii, potem potraktować ich Popiołem, a jest szansa że i Narrenwind przyjmą z łatwością.
