Tym razem coś po dwakroć nietypowego! Ja wiem, że w świecie doomu i stonera nie ma podziału na płeć bo wszyscy jesteśmy wielbicielami kozy i bongosa, mimo wszystko rzadko się jednak zdarzają kobiety na scenie. W prawdzie, od razu z rękawa mogę rzucić Acid King, Presolar Sands, Mammoth Weed Wizard Bastard czy choćby Electric Wizard, zatem nie jest tak źle, ale w dalszym ciągu jednak kobiet jest mniej.
Na szczeście Rosyjski Fuzzthrone śpieszy aby wprowadzić trochę parytetów na scenę. No może nie do końca parytetów, bo na jedną kobietę w zespole, przypada czterech facetów, ale mniejsza z tym. Rita Fevraleva na wokalu wie co robi i pozostaje nam jedynie się cieszyć że na tą scenę muzyczną weszła wraz ze składem.
Bo ogólnie rzecz biorąc Fuzztrhone jest naprawdę dobry. Nie brakuje tutaj brudnego fuzza, a ciężkie i smutne partie są przemieszane z przyjemnie tanecznymi – przy czym nie są to tańce disko oczywiście. Raczej zmysłowy taniec na rurze, czy inna taneczna orgia. A zmysłowy kobiecy wokal świetnie temu sprzyja.
Bardzo przyjemnie także się słucha tekstów po rosyjsku. Szkoda że nie rozumiem ani słowa, ale to nie szkodzi. W tym przypadku język rosyjski jest naprawdę miły w odbiorze. Szkoda tylko że album jest taki krótki, bo chętnie posłuchałbym tego dłużej i więcej. Z powodzeniem jednak można ten album zapętlić nawet do trzech razy pod rząd i gwarantuje Wam, że nie odczujecie tego zbytnio.
Możnaby ewentualnie jeszcze troszkę poprawić sam mix, bo mam wrażenie że coś w nim nie gra. To tylko moje techniczne domysły, w końcu realizacja dźwięku to jedynie moje hobby, więc nie jestem specjalistą. Mam jednak wrażenie że dałoby się coś poprawić, aby dla każdego elementu muzycznego było miejsce. W obecnej formie, pomimo tego że muzyka jest w miarę prosta i nie występuje przedawkowanie różnych elementów muzycznych, tak czuję jakby całość była trochę zbyt ciasna. No chyba że taki był zamysł, abyśmy mogli poczuć bliską obecność Rity zmysłowo szeptającej do ucha.
